wtorek, 29 listopada 2011

Ryję nosem...

Tak padnięta to już dawno nie byłam. Ze zmęczenia jest mi aż niedobrze.

Wczoraj Młoda zaczęła bojkot spania, domagała się też więcej noszenia. Uległam, bo w sumie mało ją nosimy, więc wytłumaczyłam sobie, że pewnie potrzebuje.
W nocy spałyśmy w sumie 5 godzin, ale zeby nie było zbyt różowo, to było to 5 godzin z 3 przerwami. O 6.00 pobudka na dobre.

Oczy na zapałkach, ale wstałam w nadzieji, że młoda koło 7,30-8,00 odpadnie na 2-3 godziny, jak ma w zwyczaju.

Nooo, jak to mówią... Nadzieja umiera ostatnia. O 10.00 na siłę ją uśpiłam ( na rękach) spała całe 16 minut, o 11.00 zasnęła mi na rękach i spała 36 minut.
Pół godziny temu zasnęła znów. Póki co spi, ciiiiiiiiiiii...

Też bym chętnie zaległa, ale nic z tego zaraz dzieciaki ze szkoły wrócą.

Ciekawe co sie dzieje, zajrzałam jej do dzioba kilka razy, ale zębów nie widać. Mam nadzieję, ze to takie chwilowo-przejściowe i w nocy wszystko wróci już do normy.

EDIT: Koniec spania. Młoda pospała tym razem 35 min. Heeeeeeeeeeeeeeeeeeelp.

1 komentarz:

  1. No to niewesoło, może po prostu pogoda na nią źle działa (na kogo zresztą dobrze ostatnio działała...). Jak wróci mąż, to wręcz mu córkę i się połóż ;)

    OdpowiedzUsuń