- Sebek jest 21.30. Dobranoc. - delikatnie daję znać synowi że czas najwyższy żeby dał wolne starym ;)
- Mamo, jeszcze raz zagram
- Dobranoc - stoję nad nim jak kat.
- Mamoooo - jeszcze próbuje
- Dobranoc - stanowczo trwam przy swoim.
Pierwsza bitwa wygrana, Młody odszedł od kompa. Idę za nim. Jak cień. Młody przystaje przy tacie swoim, odwraca się i sprawdza czy stoję za nim. Stoję.
- Tylko się przytulę...
Wiedźmą nie jestem. Czekam aż się przytuli, ale tulenie trwa zdecydowanie za długo. Wiedźma ze mnie wychodzi.
- Sebastian, dobranoc.
- Tato, a w co grasz? - ten zdaje się mnie nie widzieć, nie słyszeć. Sprawdzam, ale nie jestem przezroczysta.
- Synu - zaczynam - DO-BRA-NOC. - ciągle spokojnie acz już z naciskiem wycedziłam przez zęby.
- Dobra idę - odpowiedziało mi w końcu dziecię me najstarsze
- Masz szczęście, bo jakbym musiała jeszcze raz powtórzyc "dobranoc" to nakopałabym ci do dupy... - rzuciłam synowi na pożegnanie :D
Synuś mój grzecznie zawlókł swoje ciało na piętro i rzucił od niechcenia:
- Dobranoc mamusiu...
- Dobranoc - odpowiedziałam machinalnie a z góry dobiegł diabelski chichot, a zaraz potem stukot zamykanych drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz