wtorek, 7 lutego 2012

Krew z krwi?

 - Sebek jest 21.30. Dobranoc. - delikatnie daję znać synowi że czas najwyższy żeby dał wolne starym ;)
 - Mamo, jeszcze raz zagram
 - Dobranoc - stoję nad nim jak kat.
 - Mamoooo - jeszcze próbuje
 - Dobranoc - stanowczo trwam przy swoim.
Pierwsza bitwa wygrana, Młody odszedł od kompa. Idę za nim. Jak cień. Młody przystaje przy tacie swoim, odwraca się i sprawdza czy stoję za nim. Stoję.
 - Tylko się przytulę...
Wiedźmą nie jestem. Czekam aż się przytuli, ale tulenie trwa zdecydowanie za długo. Wiedźma ze mnie wychodzi.
 - Sebastian, dobranoc.
 - Tato, a w co grasz? - ten zdaje się mnie nie widzieć, nie słyszeć. Sprawdzam, ale nie jestem przezroczysta.
 - Synu - zaczynam - DO-BRA-NOC. - ciągle spokojnie acz już z naciskiem wycedziłam przez zęby.
 - Dobra idę - odpowiedziało mi w końcu dziecię me najstarsze
 - Masz szczęście, bo jakbym musiała jeszcze raz powtórzyc "dobranoc" to nakopałabym ci do dupy... - rzuciłam synowi na pożegnanie :D
Synuś mój grzecznie zawlókł swoje ciało na piętro i rzucił od niechcenia:
 - Dobranoc mamusiu...
 - Dobranoc - odpowiedziałam machinalnie a z góry dobiegł diabelski chichot, a zaraz potem stukot zamykanych drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz