- Pewnie - odpowiedziałam pełna optymizmu. Wczoraj.
Tymczasem rano zobaczyłam w oknie to:
Zasypało nas. Spadło dobre pół metra śniegu. Na podjeździe brnę w białym g... po kolana.
O spacerze z wózkiem mogę zapomnieć, bez wózka też. Sanek nie posiadamy, z resztą Młoda i tak nie wysiedzi.
Co w takiej sytuacji robi kura domowa?
Piecze drożdżówki.
Voila.
Taaaaaa... no pięknie, na ale dlaczego nie pączki wszak tyle samo pracy i byłoby po bożemu
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Odpowiedz jest prosta. Pączków nie umię :) Robiłam już z 6 razy i zawsze kończyły w piekarniku albo w koszu na śmieci. Rodzina robiła dobrą minę do złej gry i udawała że smakuje, ale były paskudne. A tu proszę, pierwszy raz i jakie ładne i jakie dobre... ;)
OdpowiedzUsuńMuszę jeszcze dopisać, że mąż kupił pączki. Całą górę pączków (był głodny). Tak więc przechodzę na dietę pączkową i modlę się by wszystko poszło w cycki ;)
ale cudeńka!
OdpowiedzUsuń