czwartek, 22 grudnia 2011

Złośliwość rzeczy martwych

Mam pralnię. Małą kanciapę na końcu domu. Zaglądam tam tylko ja. Pralnia służy do prania (jak sama nazwa wskazuje), ale też jest to składzik wszelkich domowych detergentów, szmat i szmateczek.
Pralnia to miejsce gdzie pozwalam sobie na mega rozpiździaj, który to sprzątam gruntownie raz na jakiś czas. Szczerze mówiąc to sprzątam ją od wielkiego dzwona. Jakoś zwykle brak mi już na nią chęci/czasu itp.
Przedwczoraj weszłam do pralni. Ogarnęłam całość okiem krytycznym i stwierdziłam "p...dolę, nie robię"
W sekundzie podjęłam decyzję, że jedynym miejscem, gdzie nie będę sprzątać przed świętami, będzie właśnie pralnia.

I co?

I wczoraj wieczorem popsuła się pralka. Popsuła się na tyle skutecznie, że musiałam wezwać gościa od napraw. I teraz pytanie za 100 punktów. Co musiała zrobić Trzeciadziesiątka, żeby gość od pralki mógł wejść do pralni i naprawić ustrojstwo?

Kuźwa....

3 komentarze:

  1. oj złośliwość maksymalna! pralka postawiła na swoim. A wydawaloby się, że ogarnięcie wzrokiem wystarczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, widocznie pralka też chciała mieć ładnie na święta;)
    Ja myslę, ze powinnaś rozważyć czy nie postawić jej tam jakiejś choinki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Karmel, gdyby ogarcnięcie wzrokiem było skuteczne byłabym najszczęśliwszą kobieta na świecie :-)

    Stokrotka, nie ma bata, wręcz przeciwnie, zastanawiam się nad wymianą grata.

    OdpowiedzUsuń